• Autor: Dagmara
    • Wyświetleń: 3157
    • Dodano: 2025-10-21 / 17:15
    • Komentarzy: 0

    Z niemowlęciem na Rysy. Skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie turystów

    Para obcokrajowców z niespełna rocznym dzieckiem postanowiła wejść na Rysy w trudnych, zimowych warunkach. Jak informuje TVN24, turyści nie mieli odpowiedniego sprzętu ani doświadczenia. Ich wyprawa mogła zakończyć się tragedią. Warto jest pamiętać o tym, że góry nie wybaczają lekkomyślności. Zawsze należy realnie oceniać swoje możliwości, warunki pogodowe i trudność szlaku

    Do zdarzenia doszło w minoną niedzielę po słowackiej stronie Tatr. Para z 9-miesięcznym niemowlęciem w nosidle wyruszyła na najwyższy szczyt Polski mimo oblodzonego szlaku i niskich temperatur. Warunki wymagały doświadczenia oraz pełnego zimowego wyposażenia - m.in. raków, kasków i czekanów - którego turyści nie posiadali.

    Jak relacjonował w rozmowie z TVN24 przewodnik tatrzański Szymon Stoch, spotkał rodzinę na wysokości około jednej piątej trasy. - "Nie byli przygotowani na takie warunki, a mimo to kontynuowali wejście z dzieckiem w nosidle" - powiedział przewodnik.

    Turyści dotarli na szczyt, jednak nie potrafili zejść. Zaczęli panikować, gdy zbocze okazało się zbyt strome i oblodzone. Dziecko było niespokojne, a rodzice zdezorientowani. W tej sytuacji przewodnik postanowił interweniować - wziął niemowlę i bezpiecznie sprowadził je niżej, pomagając następnie rodzicom zejść ze szlaku.

    Co istotne, obcokrajowcy odmówili wezwania pomocy ratowników, tłumacząc, że nie posiadają ubezpieczenia obejmującego akcję górską. Cała trójka zeszła ostatecznie bez obrażeń, jednak bez pomocy byłoby to niemożliwe.

    Ratownicy górscy podkreślają, że jesienią i zimą Tatry potrafią być wyjątkowo wymagające. Nawet pozornie popularne szlaki, takie jak ten na Rysy, zamieniają się w strome, oblodzone podejścia, które bez odpowiedniego przygotowania i sprzętu mogą być śmiertelnie niebezpieczne.


    Podobnych historii w Tatrach nie brakuje. Na profilu przewodnika Szymona Stocha regularnie pojawiają się przykłady lekkomyślności turystów. W jednym z ostatnich nagrań pokazał grupę ośmiu osób, najprawdopodobniej z Ukrainy,m w tym troje dzieci w wieku 5-7 lat, idącą w stronę Morskiego Oka bez odpowiedniego ubioru i sprzętu. Jak relacjonował, część z nich miała na nogach mokasyny, inni trzymali w rękach torebki zamiast plecaków. Tylko dwie osoby miały prawidłowy ubiór. Zapytani o kierunek marszu, turyści pokazali przewodnikowi trasę wyznaczoną przez aplikację Google Maps. Według niej mieli przejść z Kuźnic przez Boczań, Halę Gąsienicową, Zadni Granat, Żleb Kulczyńskiego, Dolinę Pięciu Stawów, Świstówkę Roztocką aż do Morskiego Oka - czyli trasę liczącą ponad 20 kilometrów, prowadzącą przez strome, wysokogórskie odcinki wymagające doświadczenia i dobrej kondycji.

    Trasa, którą wyznaczyła aplikacja, była całkowicie nieodpowiednia dla rodzin z dziećmi i osób bez przygotowania górskiego. Jej część biegnie przez eksponowany i miejscami niebezpieczny teren, w tym przez odcinki z łańcuchami i stromymi podejściami. Jak podkreślił przewodnik, gdyby turyści rzeczywiście spróbowali pokonać tę drogę, mogło dojść do poważnego wypadku. Według Google trasa miała zająć im 3 godziny, według przewodnika 10 godzin, co bez przygotowania I w tych realich zwłaszcza z dziećmi było nierealne.

    Szymon Stoch ostatecznie przekonał grupę, by zrezygnowała z dalszej wędrówki i zmieniła plany. - "Udało mi się ich przekonać, że mam jakieś pojęcie o naszych górach, pokazałem im mapę i zmieniłem cały plan wycieczki. Puenta? Nigdy, ale to nigdy nie korzystajcie z Google Maps w Tatrach" - podsumował w swoim wpisie.

    Serwis Tatromaniak informuje o niebezpiecznej sytuacji, do której doszło 17 października na Rysach od strony słowackiej. Jak relacjonuje autor wpisu, warunki na szlaku były bardzo trudne - powyżej 1900 metrów panowało pełne oblodzenie, a śnieg był twardy i nieprzewidywalny. "To jest cud, że nikt (akurat dziś) nie zginął, bo pewne rzeczy w pale się nie mieszczą" - napisał w poście.

    Trawers ponad przełęczą Waga był wąski i bardzo śliski, bez marginesu na jakikolwiek błąd. Mimo to na szlaku panował duży ruch. Zdecydowana większość turystów miała jedynie lekkie obuwie lub proste raczki, a wielu nie posiadało żadnego sprzętu. Osoby wyposażone w profesjonalne raki, czekan czy kask stanowiły niewielki odsetek.

    W relacji pojawił się opis groźnego incydentu: około 100 metrów nad przełęczą Waga turystka w letnich butach cudem uniknęła tragicznego upadku. Ratunkiem okazała się pomoc innych osób, które użyczyły jej swojego sprzętu i sprowadziły do Chaty pod Rysami. Jej towarzysz z Bułgarii, również w nieodpowiednim obuwiu, chwilę wcześniej upadł i prawdopodobnie doznał złamania barku. Pomimo tego odmówił wezwania słowackich ratowników HZS, obawiając się kosztów akcji, ponieważ nie posiadał polisy ubezpieczeniowej.

    Według relacji Tatromaniaka większość słabo przygotowanych turystów stanowili obcokrajowcy. Polacy, jak zauważa autor, w większym stopniu zdają się stosować do apeli o rozwagę. "Niestety, jeśli tak dalej pójdzie, kolejne śmiertelne wypadki na Rysach będą kwestią dni" - podsumowano we wpisie.

    Ratownicy i przewodnicy apelują, by planując wycieczki w góry, zawsze realnie oceniać swoje możliwości, warunki pogodowe i trudność szlaku. Odpowiedzialność w górach oznacza nie tylko dbałość o siebie, ale i o innych. Wchodzenie w wysokie partie Tatr bez sprzętu, przygotowania lub - jak w tym przypadku - z małym dzieckiem, to igranie z życiem. Góry potrafią być piękne, ale nie wybaczają lekkomyślności, a przypadki takie jak ten pokazują, jak cienka bywa granica między odwagą a brakiem rozsądku.

    Zdjęcie (1/3)

    Fot. Instagram/Szymon Stoch

    reklama

    Zarezerwuj unikatowy login zanim wyprzedzą cię inni! Włącz się do dyskusji i wymieniaj poglądy na różne tematy z aktywną społecznością.

    Forum pod artykułem jest w trybie "tylko dla zalogowanych".

    ,
    reklama

    Najczęściej czytane

    Powiązane materiały

    Polub nas!

    Chmura tagów

    Ogłoszenia