Statystyk pozwalają sobie wyobrazić ogrom zniszczeń: w gaszeniu brało udział 1100 samochodów strażackich, 50 cystern kolejowych, kilka lokomotyw, kilkanaście samolotów i helikopterów oraz ciężki sprzęt: spychacze, a nawet czołgi.
Sierpień 1992 roku był wyjątkowo upalny, temperatury dochodziły do niemal 40 stopni, a w lasach panowała susza. Wystarczyła iskra, która spod kół jadącego pociągu spadła na wysuszoną ściółkę, by rozpętać największe piekło w powojennej Polsce.
- W pierwszej fazie ogień przesuwał się między wierzchołkami drzew tak szybko, że nawet zmasowane działania zatrzymywały go tylko na chwilę. Nawet w literaturze nie było takich przypadków, żeby tak ogromny obszar mógł zostać tak szybko objęty pożarem - wspominał gen. Karol Stępień który w 1992 roku był zastępcą komendanta straży pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu i brał udział w gaszeniu pożaru lasu.
Dopiero 1 września - po tygodniu działań, podczas których na pomoc opolskim i śląskim strażakom przyjechały siły z całego kraju, sytuację uznano za opanowaną. Dogaszanie pogorzeliska trwało przez cały miesiąc. W najgorszym momencie pożar szalał na obszarze, którego obwód wynosił 120 kilometrów. Ogień pochłonął trzy ludzkie istnienia - przed szybko przemieszczającym się pożarem nie zdążyli uciec dwaj strażacy: st. asp. Andrzej Kaczyna z Raciborza i dh Andrzej Malinowski z Kłodnicy. Trzecią ofiarą była młoda kobieta, która została potrącona przez wóz strażacki, pędzący w celu uzupełnienia zapasów wody.
Dzięki staraniom tysięcy osób, ofiarnie walczących z żywiołem, przed ogniem udało się obronić zabudowania mieszkalne oraz zakłady produkcyjne - nie sposób wyobrazić sobie, jaką tragedią mógł zakończyć się pożar, gdyby ogień wdarł się do Zakładów Azotowych w Kędzierzynie-Koźlu czy pobliskich składów paliw.
Bezpośrednio rannych podczas gaszenia pożaru zostało 50 osób, kolejne 2 tysiące doznało mniejszych urazów. Przez kolejne 5 lat leśnicy sadzili nowe drzewa i krzewy - łącznie ponad 60 milionów sadzonek.
Jerry: Napisał postów [4986], status [VIP]
Pamiętam to...