- Autor: Mat
- Wyświetleń: 3565
- Dodano: 2011-04-06 / 16:46
- Komentarzy: 40
Jachimek: Uwielbiam kameralne występy
W wywiadzie z Tomaszem Jachimkiem rozmawiamy głównie o formule stand up. Czym jest? Jakimi rządzi się prawami? Kabareciarz zdradził nam też, gdzie tkwi jego granica w doborze żartów.
Mateusz Magdziarz 24Opole: Praca w radiowej Trójce, w TVN24, ostatnio książka na koncie. Znajduje Pan jeszcze czas na takie kameralne występy jak ten w Opolu?
Tomasz Jachimek:Ja takie występy uwielbiam. Chciało by się powiedzieć, że wraca sens uprawiania tego zawodu. W ogóle nie mówimy tutaj o pieniądzach, bo pieniądze jakie dzisiaj zarobię są śmieszne. Żona mnie chyba z domu pogoni. To się robi dla przyjemności.
Podczas występu dało się zauważyć bardzo dobry kontakt z publicznością. Chociaż nie była ona zbyt liczna.
Publiczność żywa, młodzi studenci, dzięki temu sam występ jest lepszy. Nawet jeśli przychodzi te 40 osób, to moim zadaniem jest ich wciągnąć w rytm zabawy. Człowiek sobie siedzi przy piwku, może coś tam sobie dogadać temu człowiekowi na scenie. Ma dostać garść humoru, ale też garść informacji i jakiś spostrzeżeń.
A kiedy publika nie chce współpracować, jak wybrnąć?
Trzeba przełknąć żabę. Gram wtedy swoje do końca. Ale tak żeby ktoś nie powiedział, że za szybko zszedłem ze sceny. I czekam do następnego występu, żeby się odbić pod względem artystycznym.
Po czym poznać że stand up był udany? Brawa po występie to chyba nie wszystko?
Najfajniejsze momenty w występie są wtedy, gdy coś mówię, połowa się śmieje a połowa mówi „no nie, nie to jest przegięcie pały, nienawidzimy go w tym momencie”. Dzisiaj jedna pani się obraziła za tekst o żonie. I bardzo dobrze. Fajnie, że wzięła to do siebie.
Stand up na polskiej scenie kabaretowej przyjmuje się dosyć opornie. Stacja Polsat wyprodukowała jeden duży program, który okazał się dużym niewypałem. Skąd taki obrót sprawy?
Zbyt duża oprawa stand up tylko przeszkadza. Stand up to jest wykonawca, solista. Stand upper nie może stać na scenie z orkiestrą za plecami, nie może być zapowiadany przez czterech prowadzących, którzy są większymi gwiazdami niż ten biedny człowiek. Ale trzeba pamiętać, że jest w Polsce kilka osób, które sobie z tą formułą świetnie dają radę. Nie chciałbym nikogo pominąć ale na pewno jest to Kasia Piasecka, Abelard Giza, Kacper Ruciński. Wymieniona trójka doskonale czuje formę stand up. Z kolei Irek Krosny rozśmiesza bez słów. To jest taki arcy stand up.
Czyli siła stand up tkwi w kameralności?
Jeśli miałbym sobie czegoś życzyć, to właśnie tego, żeby stand up odbywał się w małych klubikach. Dla 100 osób, dla 50 osób. Wtedy ten stand up żyje i wtedy ma sens. Ta forma w teatrze, na jakimś kabaretonie dla 7 tysięcy ludzi mija się z celem, bo gubi się kameralność i zabija się tą formułę.
Kilka osób już się na tym przejechało. Przeszli z klubu na amfiteatr i cisza.
W amerykańskiej formule stand up za największą porażkę uznaje się sytuację kiedy artysta zostanie „zdjęty ze sceny” przez kogoś z widowni. Dzisiejszy występ w Opolu pokazał chyba, że taka groźba istnieje również dla polskich stand upperów?
Jeśli ktoś z publiki dogaduje, to moim psim obowiązkiem jest reagować, podnieść rękawicę. Ja mogę trzy razy przegrać bo on rzuci trzy dobre teksty. Ale to jest gra do jednej bramki, bo ja powiem raz coś śmieszniejszego i publiczność z miejsca da odpór człowiekowi, który tam za bardzo dokazuje. Jeśli jest dobry rywali i potrafi fajnie przyciąć to najgorszą rzeczą jaką może zrobić stand upper to obrazić się, uciec czy nie zareagować.
Mam wrażenie, że te życiowe scenki z podróży transportem publicznym czy wizyty w placówce służby zdrowia, które dzisiaj Pan zaprezentował na scenie trafiły na idealnie na opolski grunt. Ile w nich własnych doświadczeń a ile próby odwzorowania rzeczywistości?
50 na 50. W stand upie można przyjść i się wyżalić. Trzeba uważać żeby nie była by forma smutna. Przychodzi facet i cały czas narzeka. Natomiast w tonacji komicznej i z dużymi przerysowaniami jak najbardziej. Bardzo boli mnie to jak jesteśmy obsługiwani w służbie zdrowia. Boli mnie jak widzę kiedy ludzie wsiadają do metra, kiedy się pchają. Nie mówię nawet o pociągach kiedy w okresie świątecznym ludzie wchodzili do przedziałów przez okna, jak za czasów komuny. Takie rzeczy mnie bolą i trzeba na nie reagować. Dobrym żartem z takich rzeczy można przynieść ludziom ulgę.
Istnieją jakieś ograniczenia w doborze tematów do obśmiewania?
W moim przypadku nie ma żadnej bariery. Jedyną sferą ograniczającą jest poziom dowcipu. Roberto Benigni zrobił komedię o holocauście („Życie jest piękne” przyp. red.). To zamyka i wyczerpuje temat. Jeśli ktoś potrafi inteligentnie żartować z holocaustu to z czego nie można? Weźmy temat raka. Ja póki co nie znalazłem pomysłu jak się śmiać z tego, że ktoś choruje na raka. Ale jeśli znajdę, to nie będę miał cienia wątpliwości żeby wyjść na scenę i taki żart opowiedzieć. Stawianie sobie sztucznych ograniczeń jest głupotą.
Zarezerwuj unikatowy login zanim wyprzedzą cię inni! Włącz się do dyskusji i wymieniaj poglądy na różne tematy z aktywną społecznością.
Forum pod artykułem jest w trybie "tylko dla zalogowanych".
Najczęściej czytane
Powiązane materiały
Polub nas!
Chmura tagów
Ogłoszenia
Zgodnie z art. 173 ustawy Prawa Telekomunikacyjnego informujemy, że przeglądając tę stronę wyrażasz zgodę
na zapisywanie na Twoim komputerze niezbędnych do jej poprawnego funkcjonowania plików
cookie.
Więcej informacji na temat plików cookie znajdziecie Państwo na stronie
polityka prywatności.
Kliknij tutaj, aby wyrazić zgodę i ukryć komunikat.
marcinmp: Napisał postów [188], status [starszy wyjadacz]
lubie gościa:)