(Fot. Odra Opole)
Oba zespoły przystępowały do meczu w podobnych nastrojach - po trzech kolejkach miały na koncie po sześć punktów. Odra zaczęła sezon od porażki, ale później odniosła dwa zwycięstwa. GKS Tychy rozpoczął od dwóch wygranych, lecz w poprzedniej serii gier przegrał u siebie z Wisłą Kraków 3:4 w pełnym emocji spotkaniu. Tym razem emocji było zdecydowanie mniej.
Pierwsza połowa w Opolu przebiegła pod znakiem wzajemnego badania i defensywnej ostrożności. To goście sprawiali lepsze wrażenie, jednak próby Kacpra Wełniaka i Damiana Kądziora nie przyniosły efektu. Najbliżej trafienia tyszanie byli w doliczonym czasie, gdy Wełniak minimalnie przestrzelił.
Po przerwie obraz gry niewiele się zmienił. W 61. minucie stadion ożywił się po uderzeniu głową Szymona Kobusińskiego, kiedy poprzeczka uratowała bramkarza GKS-u Leona-Oumara Wechsela. Odpowiedział Julian Keiblinger, lecz jego strzał z dystansu przeleciał wysoko nad bramką. W 78. minucie bliski szczęścia był Marcel Błachewicz, jednak i on chybił, posyłając piłkę nad poprzeczką.
W doliczonym czasie gry na chwilę zrobiło się gorąco, gdy Jakub Tecław z Odry obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę za faul na Szymonie Midzie. Po analizie VAR okazało się jednak, że wcześniej zawodnik gospodarzy znajdował się na spalonym, a kartka została anulowana.
Dla GKS-u Tychy pozytywem pozostaje fakt, że po raz pierwszy w sezonie zachowali czyste konto. Dla kibiców obu drużyn - niestety - to spotkanie szybko może pójść w niepamięć.
